Wchodząc w eksperyment Human Design, w transformację która trwa 7 lat, tyle potrzeba, aby wymienić wszystkie komórki w ciele, zastanawiałam się jak to będzie, co się zmieni, jakie stanie się moje życie.
Co to znaczy żyć we flow? Human Design mówi no choice, nie mamy wpływu na to co się wydarzy, mamy możliwość obserwacji tego co dla nas. Nasz magnetyczny monopol, nasz kierowca zawiezie nas tam, gdzie mamy być i tylko on zna drogę. Eksperyment Human Design to poddanie się życiu, wtedy pojawia się flow.
Doświadczyliśmy tego podczas ostatniej wyprawy. Cel podróży pojawił się niespodziewanie i spontanicznie, ciało zareagowało z entuzjazmem, Projektor został zaproszony. Jedziemy nad morze, z not self w mojej głowie pojawiły się pytania i wątpliwości, jedziemy, ale gdzie? Gdzie dokładnie? Odpowiedz w self po prostu nad morze, na północ. W stanie not self pojawiłby się strach, czy to na pewno dobry moment? W końcu jesteśmy w trakcie przeprowadzki. Czy będzie pogoda? Gdzie będziemy nocować? Trzeba przecież to wszystko zaplanować. W self ciało zapakowało do bagażnika namiot, materac i śpiwory ufając, że będzie ciepło i słońce, bo zawsze jest kiedy chcemy gdzieś jechać, choćby prognoza zapowiadała deszcze, ulewy, wichury, tornada, wierzcie lub nie, nigdy się nie sprawdza.
Okazją do wyjazdu była impreza rodzinna w połowie drogi między morzem a Łodzią. Ruszając z domu, po drodze mieliśmy jeszcze do załatwienia kilka spraw, odebrać dokumenty i kupić prezentowy balon z helem, nie mieliśmy pojęcia gdzie go dostaniemy. Do miejscowości gdzie czekały dokumenty dotarliśmy dokładnie w momencie kiedy Pani, która miała je wydać, wychodziła z biura, ani minuty wcześniej, ani później, bez wcześniejszego umawiania się telefonicznie, o której będziemy, ulicę dalej był sklep z balonami, mając już wszystko, co potrzebne ruszyliśmy dalej.
Impreza, bardzo zresztą udana, podczas której można było zaobserwować zabawne reakcje osób zdziwionych naszym planem, jak to jedziecie nad morze? Ale teraz? Skończyła się koło 20, a nad morze jeszcze kilka godzin jazdy. Ruszyliśmy więc dość późno, po drodze umysł jeszcze próbował się przebić, a może jednak jakieś pole namiotowe trzeba załatwić? Dziwnym trafem większość wyszukanych miejsc nie miała telefonu, a te, które miały odzywały się głuchą ciszą, tak więc w spokoju jechaliśmy dalej, o północy dotarliśmy do nadmorskiego pasa leśnego, wjeżdżając prawie w wydmy, ze względu na tabliczkę rezerwat przyrody postanowiliśmy się jednak lekko wycofać. Nastąpiło magiczne zdarzenie, wycofując się, trafiliśmy na dziką polanę, która okazała się polem namiotowym położonym tuż nad brzegiem morza. Rozbicie namiotu poszło gładko mimo światła latarek z telefonów. Mała pompka na USB okazała się być zgodna z opisem producenta "mała, ale wariat" napompowała dwuosobowy materac nadzwyczaj szybko. Noc okazała się piękna, rozgwieżdżona i ciepła, do snu ukołysał nas szum fal.
Rano dotarło do mnie to wszystko, co się wydarzyło, cała magia życia we flow, kiedy nie doświadcza się oporu, kiedy wszystko jest dokładnie wtedy, kiedy ma być, kiedy nie ma presji, a wszystko zostaje dostarczone w najlepszym możliwym wydaniu, w zaufaniu, w radości i poczuciu szczęścia jak pięknie jest żyć i doświadczać, cały wyjazd obfitował w takie przedziwne wydarzenia i doświadczenia, a my je obserwowaliśmy.
P.s. Czy wiecie gdzie jest plaża z piszczącym piaskiem