04 kwietnia 2024

Jak zmienia się codzienność po wejściu w eksperyment?

 

Ostatnie tygodnie związane były z niespodziewaną chorobą w postaci półpaśca, choć nie wiem, czy choroba może być spodziewana, jeśli jesteś w dobrej kondycji na co dzień, (byłoby to zabawne, halo tu choroba szykuj się, bo wyłączę Cię z użytkowania).

W każdym razie półpasiec, który pojawił się na połowie mojej twarzy, bo taki akurat mi się trafił, zatrzymał mnie na dłuższy czas, a nawet zamknął w czterech ścianach i odizolował od świata.

Gdyby chociaż zechciał zainstalować się w standardowym miejscu, mogłabym go zakryć i udawać, że nic się nie stało, działam dalej, ale jednak tak się nie stało.

Dla Generatora powiem delikatnie, nie było to zbyt komfortowe, pozwoliło mi, jednak na zastanowienie się jak wygląda moja codzienność w eksperymencie Human Design.

Co zmienia się gdy próbuję się żyć w zgodzie ze sobą, jak dalekie jest to, co nas spotyka, od powiedzmy "zwykłego" życia.

Tu pozwolę sobie na dygresję, na zakończenie warsztatów, które niedawno prowadziliśmy, żegnając się z uczestnikami, wspomnieliśmy, że gdy wchodzimy w eksperyment, to zaczynamy poruszać się po nieznanej dla nas przestrzeni, każdy ustala swoje zasady, więc kiedy spotykamy się podczas zlotów, to każdy w zasadzie robi, co chce, dla nowych osób jest to bardzo dezorientujące, dziwne i niespotykane odczucie, często nie wiedzą, jak się zachować.

"Normą" jest to że gdy ktoś ma ochotę na drzemkę, spacer, śpiew, taniec to po prostu realizuje swoją potrzebę, co dla reszty grupy jest zupełnie naturalne, akceptowane i szanowane. Nikt nie ma poczucia winy z powodu wyrażania siebie. Nikt nie oczekuje, że inni się dostosują.

Na co dzień wśród mało świadomych osób, z moich obserwacji wynika, że takie zachowanie nie jest akceptowane, jest niewygodne. Narzucone są pewne normy przyjęte w społeczeństwie, a odstępstwa traktowane są w najlepszym wypadku jako dziwactwo, ekstrawagancję, kwitowane są uśmieszkiem przez "normalnych ludzi".

Kiedy zasmakuje się możliwości wyrażania siebie swobodnie w grupie, w samotności wydaje się to dość proste, ale właśnie w grupie, konwenanse zaczynają coraz bardziej uwierać.

Spotkania, podczas których wymaga się od nas, aby jakoś się zachowywać, są coraz trudniejsze do zniesienia. Nowe otoczenie, w którym jest pozwolenie na pełne wyrażanie własnej ekspresji, wywołuje ekscytację, radość, szczęście i wewnętrzne poczucie spokoju, z którego nie chce się rezygnować.

Rozmowy z "podobnymi" do nas, są milion razy ciekawsze, głębsze, wzbogacające, ładują pozytywną energią, są tak inne od tych dawnych spotkań, które frustrowały, powodowały zmęczenie i niechęć.

Wchodzimy na zupełnie nowy poziom interakcji, inny poziom bliskości i budowania więzi. Zmienia się rytm, sposób działania, pojęcie jak odpoczywać. Wg. mnie czuję się w tym jakąś naturalną płynność, ciało zaczyna dominować i informować, na co ma akurat w tej chwili ochotę.

W tradycyjnym, ukształtowanym przez warunki zewnętrzne, narzuconym przez ustalone normy funkcjonowania systemie, czas jest mało elastyczny. Codziennie rano trzeba budzić się o ustalonej porze, żeby zdążyć do szkoły, pracy, zaplanowanych działań. Nie ważne, że ciało się buntuje, dzwoni budzik czas wstać.

Codziennie te same rutynowe czynności, o tej samej porze start i koniec. Nie można się wyłamać, bo wtedy cała struktura może się zawalić. Codziennie te same role do odegrania, coraz więcej i szybciej, wyciskamy z 24 godzin, tyle ile się da. Musimy znaleźć czas na to wszystko, praca, posiłki, dbanie o formę, relaks, spotkanie z rodziną, święta, wakacje itd. Tak trzeba, wtedy będziemy szczęśliwi, będziemy spełnieni, wiecznie aktywni, zawsze dający radę.

Pędzimy przed siebie bez wytchnienia, nie ma czasu chorować, więc łykamy leki, nie ma czasu na refleksję, wolne? Wreszcie mogę zrobić remont.

I tak w końcu często dochodzimy do ściany, z którą zderzenie może być bolesne, nie tak to miało wyglądać, dlaczego jest coraz gorzej, przecież mówili, że będzie lepiej, co jest ze mną nie tak?

Spotykam tych ludzi i naprawdę nie wiem, co im powiedzieć, gdy słyszę, wiesz, nie mam czasu, tyle na głowie, muszę to, muszę tamto, chyba mnie rozumiesz. No... właśnie nie rozumiem.

Czy naprawdę nic nie da się zmienić? Czy lista priorytetów każdego dnia musi być coraz dłuższa? Czy każda sekunda musi być wypełniona tymi wszystkimi"ważnymi" sprawami?

Kiedy człowieku ostatnio potraktowałeś siebie łagodnie? Kiedy ostatnio podziwiałeś wschód słońca, siedząc przy ognisku, kiedy zachwycałeś się pięknem, które Cię otacza? Kiedy dałeś się porwać dźwiękom muzyki tak bardzo, że zatraciłeś się w tańcu? Kiedy bawiąc się z dzieckiem, byłeś im równy? Kiedy ostatnio czułeś, że żyjesz? Naprawdę żyjesz?

I nagle wchodząc w eksperyment, oddajemy władzę ciału, zasypiamy w południe, jemy w nocy, wstajemy z pierwszymi promieniami słońca, spacerujemy tam, gdzie niosą nas nogi, wszystko staje na głowie, nie jest "normalne".

Okazuje się, że to wszystko, co uważaliśmy za nasze, wcale takie nie było, zaczynamy od zera, od początku.

I to jest bardzo, bardzo trudne, bo mamy ze sobą duży bagaż zobowiązań, które kiedyś podjęliśmy, z których nie możemy tak po prostu wyjść, trzasnąć drzwiami. Mamy pracę od do mamy rodzinę, mamy wokół siebie innych ludzi, którzy od razu zareagują jeśli tylko spróbujemy wyłamać się z tej pozornie dobrze funkcjonującej maszynki. Napotkamy całą masę oporu, niezrozumienia i złości, z tym wszystkim będziemy musieli się zmierzyć.

Ra powiedział, że Human Design nie jest dla owiec, jest dla wilków i przyznam, że miał rację. Wejście w eksperyment wymaga ogromu odwagi i determinacji, aby stanąć naprzeciw tłumowi. Jedni rzucą się na głęboką wodę, inni najpierw zamoczą stopę i oswoją się z wodą, nim wpłyną na głębię. Ile konstrukcji, tyle wariantów, każdy dobry, ostatecznie liczy to, aby zrobić, chociaż mały krok, do siebie i odkryć co w tym wszystkim jest tylko moje.

Polityka Prywatności

© Przestrzeń Wymiany Myśli